niedziela, 31 maja 2015

Miniaturka #1 "W pełni księżyca"

                      Zegar wybił północ, gdy Stiles wszedł do domu po ciężkim dniu w szkole, który był najgorszym w całym jego życiu. Wydarzyło się dziś tyle sytuacji, o których chciał zapomnieć, nie chciał do nich wracać, bo miał  już dosyć wszystkiego i wszystkich. Szczególnie jednym z jego zmartwień był jego bliski przyjaciel Scott, od którego usłyszał coś niewiarygodnego. Wyznał mu, że jest wilkołakiem. Nieprawdopodobne, a jednak. Gdy Scott powiedział mu to, co chciał powiedzieć, Stiles otworzył szeroko oczy i znieruchomiał. Przeszło mu przez myśl, że to kolejne kłamstwo, jakie usłyszał z jego ust. Od dawna okłamywał go w żywe oczy i obiecywał, że się zmieni. Wiedział, że tym razem to był kiepski żart z bajeczki o ludziach, którzy zmieniają się w wilka. Z drugiej strony mogłoby to być prawdziwe, ponieważ Scott nigdy nie był aż tak poważny podczas ich rozmowy. Stiles postanowił, że musi poznać prawdziwe oblicze jego przyjaciela jak najszybciej. Rzucił szkolny plecak z książkami na podłogę, ściągnął skórzaną kurtkę i szybkim ruchem zawiesił ją na wieszaku. Przez kilkanaście minut stał obok drzwi wejściowych cały czas myśląc o tym zdarzeniu. Cicho wszedł po schodach na pierwsze piętro. Nie chciał obudzić swojego ojca, który spędził dzień na służbie, ponieważ pracuje, jako szeryf na posterunku policji w centrum miasteczka Beacon Hills. Postawił pierwszy krok w swoim pokoju, po czym rzucił się na łóżko. W końcu mógł położyć się wygodnie i nieco odprężyć. Nadeszła ta chwila, w której Google miały pomóc mu w rozwiązaniu problemu. Zamyślony rozglądnął się po pokoju, czekając, aż laptop się włączy. Zobaczył swoje odbicie w lustrze, które stało nieopodal niego. Na ścianach wisiały ramki ze zdjęciami, na których był on i Scott wraz z rodziną. Potem wzrokiem przeszedł na drugą stronę pokoju, gdzie stało biurko z neonową lampką, którą wspominał jako prezent, który dostał od Scotta. W jego pokoju znajdowało się większość rzeczy, które kojarzyły mu się z najlepszym przyjacielem. Jeszcze kiedyś byli jak bracia, codziennie spędzali ze sobą czas, a przez ostatnie miesiące wszystko się zmieniło. Często miał nadzieję, że ich relacje się poprawią. Rozmyślał i patrzył zahipnotyzowany, aż pojawił się pulpit główny. Kliknął parę razy w myszkę, wystukał na klawiaturze słowa kluczowego "wilkołak". Pojawiło się wiele stron, blogów i artykułów o nadnaturalnych kreacjach albo jak to inaczej nazwali - potworach. Znalazł ciekawą i nieco przerażającą stronę nawiązującą do pradawnych wierzeń i mitycznych legend. Uważnie przeczytał, co do szczegółów.
-  "..Wyniki naukowców potwierdziły, iż choroba - likantropia występuje na obszarze niewielkim oraz może być spowodowana przez zagryzienie bądź zadrapanie przez osobę zarażoną. Innym określeniem dla tego typu choroby jest wilkołactwo." - oszołomiony Stiles przeczytał krótki fragment treści znajdujący się pod jednym z mitów.
Nie mógł dobrać słów, aby powiedzieć cokolwiek na ten temat, ponieważ wszystko się sprawdziło. Scott jednoznacznie mówił prawdę. Zaniepokojony chwycił swój telefon i  zadzwonił do przyjaciela. Usłyszał sygnał, który oznaczał, że nawiązał połączenie. Po sześciu sygnałach zabrzmiał chropowaty głos.
- Czemu dzwonisz do mnie o pierwszej w nocy?! - zapytał przyjaciel oburzony tym, że przerwano mu sen.
- Wierzę ci.. - rzucił pewnie Stiles.
- Mówiłem ci. Tym razem nie kłamałem. Jutro jest pełnia, więc nie możemy się zobaczyć. – odpowiedział powoli poważnym tonem, po czym się rozłączył nie czekając na reakcję nastolatka.
Ciśnienie przyśpieszyło, co raz szybciej, a serce zaczęło bić, co raz mocniej. Powietrze stało się cięższe, co utrudniało mu oddech. W końcu odczuł negatywną energię. Zdziwił się po chwili tym, dlaczego wspomniał o pełni. Utkwiła mu w głowie pewna informacja, że właśnie w tym czasie człowiek przemienia się w wilkołaka. Rozumiejąc przez to, co powiedział, pełnia będzie jutro. Nie mógł tak zwyczajnie tego zostawić, więc stwierdził, że będzie go obserwował cały dzień. Nie spuści go z oka nawet na sekundę. Zerknął na godzinę i doszło do niego, że jest już druga w nocy. Czas minął tak szybko, że tego nie zauważył. Ciekawość nie dawała mu spokoju, co się stanie ze Scottem w pełni księżyca. Mrugnął kilkakrotnie oczami, po czym jego powieki opadły w dół i w końcu zasnął.
                 Następnego dnia rozległ się huk wydobywający się z dworu od śmieciarki, która stała przed domem Stilesa. Po chwili nastolatek zaczął poruszać głową tam i z powrotem, hałas widocznie mu przeszkadzał. Otrząsnął się gwałtownie i wstał nagłym ruchem. Zapomniał nastawić budzika i pewnie znowu spóźni się do szkoły. Musiał przebrać swoje ciuchy, bo wczoraj nawet zapomniał o najważniejszych czynnościach życiowych takich jak kąpiel. Miał bardzo mało czasu, ponieważ musiał się spieszyć, aby zdążyć na pierwszą lekcję. Dzisiaj w planach miał ważne zadanie do wykonania. Śledzenie swojego przyjaciela. Jego obowiązkiem było to, aby dowiedzieć się nieco więcej o wyjawionym mu sekrecie. Po parunastu minutach był gotowy, aby wyjść. Przez głowę przebrnęła mu kolejna myśl, że jego główny cel może popsuć tylko jedno – nieobecność Scotta. Miał nadzieję, że tak nie będzie, ale podsumowując, wszystko miało pójść zgodnie z planem. Podszedł na przystanek autobusowy, wsiadł do środka pojazdu i ruszył w stronę Beacon Hills High School.
                  Na pierwszej lekcji algebry nie działo się nic ciekawego, ponieważ akurat na ten przedmiot Scott nie uczęszczał wraz z nim. Chłopak nie mógł skupić się tak jak wczoraj rozmyślając o wyznaniu Scotta. Patrzył prosto przed siebie na usta nauczyciela, które nie przestawały się poruszać. Nie docierało do niego to, co kto mówi, ponieważ miał ważniejsze sprawy na głowie.
- Stilinsky! Stilinsky! Zadałem ci pytanie! – doszły do niego krzyki nauczyciela, który wyglądał na złego powtarzając jego nazwisko bez przerwy. Stiles wrócił do rzeczywistości i zapytał zagubiony:
- Jakie pytanie?
- Już powtarzać nie będę! Zadanie karne na jutro. – orzekł wściekły nauczyciel, po czym wrócił do obliczeń z równań algebraicznych znajdujących się na tablicy.
                Minęły kolejne lekcje, na których nie było jego przyjaciela. Liczył na to, że w końcu się pojawi. Nadeszła chwila, kiedy nareszcie skończył bardzo długie i nużące lekcje. Mógł wrócić do domu, ale jego plany uległy zmianie. Stwierdził, że może go obserwować także spod jego domu. Z jednej strony miał ochotę położyć się w swoim łóżku, a z drugiej chciał śledzić Scotta. Obiecał, że tak łatwo się nie podda i ruszył autobusem w stronę dzielnicy, na której mieszkał jego przyjaciel. Już zachodziło słońce, a jeszcze niedawno mocno ono świeciło. Gdy znalazł się na miejscu, krok za krokiem poszedł do okna. Podglądał, czy jest ktoś w środku przez około godzinę. Świeciła się tylko jedna lampka w dużym pokoju. Zauważył, że Scott znajduje się na górze. Chciał w jakiś sposób go podsłuchać lub poobserwować, co robi. Przypomniał sobie, że za domem w starej drewnianej szopie była drabina, więc wyjął ją i złożył opierając o ścianę domu. Wspiął się, szczebel po szczeblu, aż dotarł na balkon. Musiał skulić się bardzo nisko, aby go nie zauważył. Co by było gdyby Scott zobaczył Stilesa wkradającego się do jego domu. Bokiem przystawił się do ściany i zerknął przez okno na oświetlone pomieszczenie. Scott siedział na łóżku wyprostowany i jedyną rzeczą, którą robił to patrzył na zegar, który wisiał naprzeciwko niego. Nastolatek podglądał go, lecz Scott nadal nie robił nic wyjątkowego, co mogłoby go zszokować. Zanudzony obrócił się rozglądając wokół siebie, było już ciemno. Na niebie widniał okrągły księżyc, który lśnił jak diament. Nadeszła ta pora, w której miało się coś stać. Stiles popatrzył do środka, a chłopaka już nie było na łóżku. Zaskoczony nastolatek nie wiedział, gdzie mógł zniknąć w ciągu paru sekund. Pokłonił się i oparł rękę o barierkę. Nagle przed nim zjawił się we własnej osobie Scott.
- Co ty tu robisz? – zapytał tajemniczo chłopak, który stał w cieniu przyglądając się Stilesowi.
- Przyszedłem w odwiedzinach.. Co tam u ciebie słychać? Czemu cię nie było w szkole? – wymamrotał kłamliwie Stiles. Wiedział, że dziś była pełnia i stanie się coś niewyobrażalnego, ale udawał, że wszystko było w porządku.
- Nie powinieneś tu przychodzić w tej chwili. – wyznał Scott grubym głosem. Nagle upadł na ziemię i zaczął kręcić się w różne strony. Złapał się za głowę i krzyczał, jakby go coś okropnie bolało. W oczach stawał się coraz większy, po czym ubrania opięły jego ciało i porwały się na kawałki. Długie brązowe włosy wyrosły na jego skórze zaledwie w kilka minut. Przekręcił twarz i popatrzył na wystraszonego Stilesa. Widoczne były jego kły, żółtozielone oczy i szpiczaste uszy. Całą jego twarz pokrywała sierść, tak jak resztę ciała. Wyciągnął dłonie na wysokość klaty, które były lekko zniekształcone. Palce dłuższe niż normalne, a zamiast paznokci miał ostre pazury. Pochylił głowę do góry i zawył do księżyca niczym mały szczeniaczek. Stiles po chwili wybuchnął homeryckim śmiechem, nie mógł się opanować. Śmiał się od  momentu, kiedy usłyszał wycie swojego przyjaciela do momentu, kiedy Scott groźnym wzrokiem patrzył na niego, jakby chciał go zabić. Uświadomił sobie, że to nie żart. Wiedząc o tym, że przed nim nie znajduje się już Scott tylko bestia, musiał jak najszybciej uciec. Drzwi od balkonu były otwarte, miał szczęście, ponieważ to była jedyna droga ucieczki w tej sytuacji. Wszedł do pokoju i zamknął drzwi balkonowe, po czym wyszedł z pomieszczenia na korytarz zamykając kolejne drzwi, aby wilkołak tak prędko się nie przedostał. Stiles nie myślał w tej chwili, tylko działał. Musiał ratować siebie przed niebezpieczeństwem, które zagrażało mu od strony przyjaciela. Złapał za poręcz i zjechał na barierce z góry na dół. Zawsze czekał na tą odpowiednią chwilę, kiedy nie będzie musiał użyć schodów. Gdy był na dole znalazł tylne wejście i nie zawahał się ich użyć. Wybiegł z domu znajdując się na tyłach domu, gdzie na szczęście było pusto. Wkroczył na teren lasu, ponieważ na głównej ulicy bestia dopadłaby go zbyt szybko. Pobiegł przez las, był to jedyny skrót, który prowadził do jego domu. Po krótkim czasie nastolatek na chwilę zatrzymał się w miejscu, ponieważ był już wyczerpany. Nie słyszał niczego ani nikogo, co mogłoby wyrządzić mu jakąkolwiek szkodę. Był blisko swojego domu, więc wrócił do biegu, podczas którego ciągle rozglądał się na boki i w tył. Wyszedł z obszaru lasu i rozpoznał swój dom. Odsapnął chwilę i pociągnął za klamkę, po czym znalazł się w cichym miejscu, w którym czuł się bezpiecznie. Zdjął swoje brudne ubrania i poszedł pod prysznic. Ciepła woda padała na jego plecy. Jego ręce były poharatane od gałęzi, które zadrapały mu także liczne miejsca. Woda zmyła krew, która płynęła z paru małych ran na jego szyi. Włosy kleiły się od potu, ale wtarł w nie szampon i dobrze umył. Ciało natarł mydłem, po czym spłukał się wodą i wyszedł z kabiny. Owinął ręcznikiem dolną partię ciała, poszedł do pokoju i położył na łóżku. Kolejna noc nieprzespana i znów stało się tyle sytuacji, o których chce najzwyczajniej zapomnieć. Nigdy nie uważał, że jego bliski przyjaciel mógłby go zabić i to dosłownie. Stwierdził, że jednak ten dzień był najgorszym w całym jego życiu.


_________________________________

Na wstępie chcę przeprosić za bardzo długą nieobecność, a przede wszystkim za 3 rozdział, którego nie napisałem, a miał się już dawno pojawić. Więc dodałem tą miniaturkę, czyli opowiadanie, które napisałem na polski jako zadanie dodatkowe. Pojawiło się masa błędów, ale mam nadzieję, że wybaczycie mi za to. Postaram się napisać kolejny rozdział, gdy nadejdzie koniec roku szkolnego, ponieważ wtedy będę miał wiele czasu, aby wziąć się za swoją wenę twórczą. Enjoy :)

niedziela, 19 października 2014

#2 Powrót

   Rozdział dedykuję Verrsace, która zmotywowała mnie do dalszego ciągu pisania.


               
                  Czasami zachowujemy się inaczej, niż byśmy pragnęli, zazwyczaj mamy pełną świadomość tego, co popełniamy. Staramy się dokonywać dobrych wyborów, choć ostatecznie okazuje się, że są one złe. Najczęściej próbujemy jakoś się z tego wywinąć.. ale nie możemy, bo zgodziliśmy się podjąć ryzyko. Tak było w przypadku nastoletniej czarownicy. Nie miała pojęcia, że kiedykolwiek posunie się do takiego głupstwa. Oczarował ją młody wilkołak. To uczucie przyszło nagle. Nie spodziewała się, że parę minut wcześniej spotka kogoś "idealnego". Miał poczucie humoru, był śmiały, ale.. znała go zaledwie niecałą godzinę. Dziwne? Zdecydowanie połowa dziewczyn nie zakochiwała się tak szybko, a reszta robiła to za szybko i ona należała do tej reszty.
                   Zapomniała o wszystkich sprawach, a teraz na głowie miała kolejny problem. Układ. Derek wyjaśnił jej  szczegółowo, słowo w słowo. Chodziło o pewną zagadkę jak powiedział wcześniej. A dotyczyła ona odszukania pewnej osoby, na której mu zależało. Jego imię i nazwisko brzmiało Mason Greybeck. Tak, to był jej "eks"! Zszokował ją fakt, że wilkołak poszukuje drugiego wilkołaka.. z Nowego Jorku. Nie wiedziała, co robić i co myśleć. Cóż zgodziła się. Ze swoim chłopakiem zerwała przed wyjazdem do Beacon Hills. Wręcz to było niemożliwe, aby miał się tu pojawić. Może chodziło mu o inną osobę? Była pewna, że to właśnie on. Nie chciała już go widzieć, przecież zaczęła nowe życie. Nie potrzebowała go i tyle. Teraz była oczarowana innym mężczyzną. Istniało jeszcze jedno wyjście. Znów chodzić z Masonem. Ale dlaczego? Na początku wiedziała, że chłopak się ucieszy, gdy przyjedzie w to miejsce. Derek planował utworzyć własną watahę. Śmiesznie to brzmiało. Podobno w mieście znajduje się mnóstwo istot nadnaturalnych. Po co chciał sprowadzać kogoś innego z Nowego Jorku. Ta myśl kłębiła się w głowie. Nadal nie rozumiała, po co był mu potrzebny Mason i ona. Miała zamiar się dowiedzieć i na pewno nie zlekceważy układu. 
                  Szła wielkimi krokami w stronę swojego liceum. Czuła, że jest spóźniona. Nie wiedziała, co ją spotka, gdy przyjdzie później. Miała nadzieję, że nikt ją nie ukarze za takie zachowanie się wobec nowego dnia w nowej szkole. Nie dopuszczała do siebie tej myśli. Była wzorową uczennicą, więc nauka i nauczyciele byli dla niej ważni. Zależało jej na dobrych ocenach i świetnej średni na koniec. Gdy dotarła na miejsce zobaczyła wychodzących uczniów z budynku, który był oddzielony od całości. Podejrzewała, że to hala. Rozpoznała swoich braci i podbiegła jak najszybciej mogła. Zdziwiony Stiles wyrzucił:
- Gdzieś ty do cholery byłaś?!
- Gdzieś. Nieważne. Teraz powiedzcie mi, czy akademia się skończyła? - ukrywała przed nimi, co ją spotkało.
- Trwa jakieś przedstawienie i wszyscy zaczęli wychodzić. Chyba nikogo to nie interesuje. - odpowiedział z niechęcią.
- Oszaleliście?! W tej chwili wchodzimy tam do środka i oglądamy to przestawienie do końca! - wykrzyknęła, po czym parę osób się na nią dziwnie popatrzyło - Bo inaczej wszystko powiem tacie i nie będzie miło! - dodała ostro.
- Nie bądź taka uparta. Jak chcesz to idź, my zostajemy! - zabrał głos najmłodszy. Stiles mruknął do niego okiem, że dobrze kombinuje.
- Ja uparta?! O nie.. - wkurzona chwilę zastanawiając się wypowiedziała zaklęcie - Corpora Regre!
Bracia stanęli jak osłupieni, nie mogli się ruszyć w żadną stronę. Nie czuli własnych ciał.
- Od teraz mogę wami kontrolować, a więc ruszcie się. - oświadczyła Faith ze złowieszczym uśmieszkiem.
- Jeszcze się zemścimy.. - wymamrotał przez zęby Stiles. Niespodziewanie jego ciało samo w sobie poruszyło się i wolnymi krokami przeszedł parę metrów. Nie potrafił się przeciwstawić. Więc odpuścił walczenie ze samym sobą. Magii nie da się pokonać.
                 Ciuchy Faith były ubrudzone ziemią, a piasek przykleił się tu i ówdzie. Wczoraj przygotowała piękną sukienkę na dzisiejszy dzień. Trochę wstydziła się tak wejść, ale nie było już czasu, więc otrzepała się i poprawiła włosy. W dodatku nie pamiętała zaklęcia na zmianę ubioru. Razem weszli do wnętrza sali gimnastycznej, na ławkach siedziało niewiele osób. Szybko zajęli pierwsze lepsze miejsca. Dziewczyna rozglądała się wokół. Hala była dosyć wielka, aby pomieściła setki osób. Bez przesady, ale spokojnie wszyscy uczniowie liceum mogli zmieścić się w tym pomieszczeniu. Wspomnę, że jednakże nie było wszystkich.
                Na przedstawieniu nie działo się nic specjalnego; zwykłe występy 3-klasistów. Śpiewali, grali na instrumentach oraz przedstawiali swoje talenty. Jak mówiłem nic specjalnego.
Po zakończeniu czar prysnął. Bracia nareszcie mogli robić, co tylko chcieli.
- Dziękuję ci siostrzyczko! W końcu możemy iść do domu! - ogłosił zdesperowany Liam.
- Musimy jeszcze wziąć plan lekcyjny.. - wyszeptał najstarszy z rodzeństwa kręcąc oczami. Siostra zgodziła się ze słowami Stilesa. Poszli do sekretariatu, który znajdował się zaraz na wejściu do szkoły. Grzecznie zapytali się sekretarki. Na jej bluzce przyczepiona była plakietka z napisem Shorts. Tak brzmiało nazwisko kobiety; dyrektor powiedział, aby się zgłosić do niej. Każdy z nich otrzymał wykaz lekcji. Czekali tylko, aż zacznie się nowy dzień, aby móc zaprzyjaźnić się z innymi. Byli ciekawi, kto i co ich jutro spotka.


***

                Nastolatek otworzył drzwi i wszedł do domu. Był zadowolony, że zacznie ostatnią klasę, ale to równało się z ogromnymi problemami. Derek. Peter. Lydia. Malia. Miał więcej kłopotów niż by się spodziewał. Przynajmniej jego wakacje spokojnie minęły, było kilka niebezpiecznych sytuacji typu Benefactor tak zwany Dobroczyńca i Berserkerzy, którymi kontrolowała Kate. A jeszcze śmierć Allison. Nadal nie potrafił pozbierać się po jej odejściu. Wciąż kochał dziewczynę, lecz związek doprowadził do takiego stanu, że zerwanie było jedynym i najlepszym rozwiązaniem. Łowca i wilkołak nie tworzyli dobrego połączenia. Isaac (który także odszedł) nie przejął się tak jak Scott, ale kochał młodą łuczniczkę. Cóż, odejście jego miłości naprawdę nie przyjmowało tej wiadomości. Teraz zastąpiła ją piękna azjatka - Kira Yukimura. Tak naprawdę on i ona nie wiedzieli, że są razem. Ten status uzyskali dzięki miłosnymi spojrzeniami, słodkimi słowami, a później namiętnymi pocałunkami. Ukrywali to, bo wstydzili się komukolwiek powiedzieć. Kitsune i wilkołak razem tworzyli niezłą nadnaturalną parę.
                Zauważył po chwili, że nie ma nikogo. Nie podejrzewał, gdzie jego mama może się podziewać. Pomyślał o sąsiedzie, ale co tak długo robiłaby u mężczyzny? Gwałciciel? Niee. Wyczułby, że dzieje się coś złego. Jest Alfą, więc poradziłby sobie z najtrudniejszym i z najgorszym. Kilka minut później drzwi zostały ponownie otwarte. Tym razem przez Melissę.
- Hej mamo i jak tam? - zapytał z zaciekawieniem.
- A nic.. dobrze.. dobrze.. - odpowiedziała zmieszana kobieta. Była do tego lekko onieśmielona, a przy tym speszona.. i wielce szczęśliwa.
Chłopak coś podejrzewał, ale nie złego. Wręcz przeciwnie - coś dobrego. Nie przejął się za bardzo, dlatego poszedł do swojego pokoju nie przeszkadzając swojej matce. Chciał dać jej spokój póki była dziwnie szczęśliwa. Każdy inny rozpoznałby, że jest zauroczona czy zakochana, lecz nie Scott. On miał własny nadprzyrodzony świat, w którym żyły różnorakie istoty i przyszedł czas, aby się nimi zająć.


***

               Czarodzieje dotarli do domu. Liam jeszcze był na nią wkurzony, a Stiles miał planować zemstę, lecz chyba zapomniał o tym incydencie. Każdy z nich skręcił w innym kierunku, gdy przekroczyli drzwi. Faith poszła do kuchni, a bracia zniknęli w mgnieniu oka. Na pewno teraz znajdowali się w swoich pokojach.

                Dziewczyna zgłodniała, więc postanowiła przyrządzić kolację dla siebie i rodziny. Przy okazji coś szepnęła niewyraźnie pod nosem. Ojciec siedział na jego ulubionym fotelu, oglądał telewizję, zmieniając kanał po kanale i zerknął na córkę.
- Tak? - spytał niepewnie.
- Znowu zaczęli.. - rzuciła zdeterminowana 18-latka, która miała po dziurki w nosie tych smarkaczy.
- Ach.. Zobaczysz, dorosną i będzie w porządku. - zawsze, gdy to słyszał od razu wiedział, że chodzi o synów i zawsze dawał tą samą odpowiedź.
- Taa. Trzeba czasu. Za niedługo podam kolację, jesteś głodny?
- Raczej nie. Wychodzę zwiedzić okolice i wrócę za niedługo. - wyznał.
Chciała mu powiedzieć, co ją spotkało z samego rana, ale niestety nie mogła. Było jej zakazane wyjawienie sekretu układu. Zaliczał się jeszcze Mason, bo razem z Derekiem mieli go "odnaleźć". Mniej prawdopodobne, ale możliwe.
                Po posiłku Faith zajęła się szkołą. Spakowała zeszyty, książki i segregatory, które będą jej potrzebne na jutro. Nie mogła się doczekać, aby poznać nowe środowisko. Czekała, aż coś się wydarzy. Rozmyślała cały dzień o tym. Od rana do wieczora. Obraz rozmazywał się przed nią. Jak przez zaparowaną szybę. Ziewnęła i delikatnie upadła na ziemię. Nie zauważyła, że robi się śpiąca i błyskawicznie zasnęła.


***

                Krople deszczu biły po parapetach. Woda spływała strumieniami po szybie.

Właśnie tak zaczął się wrzesień za oknem. Wczoraj było lepiej, ale dziś znacznie gorzej. Na zewnątrz panował półmrok. Chmury brnęły po zachmurzonym niebie. Szaro i ponuro.
               Dziewczyna zaczęła wybudzać się ze snu. Hałas jej w tym pomagał. Nagle ocknęła się i potrząsnęła głową. Sekundę później podniosła się i przestraszyła. Kompletnie zapomniała o nastawieniu budzika, a poza tym nie wiedziała, że zasnęła. Leżała na ziemi i nawet nie czuła, że jest twardo. Prędko zobaczyła, która godzina. Miała czas, więc pobiegła do łazienki z rzeczami do przebrania. Ogarnięta zeszła do kuchni. Wszystko miała przygotowane. W dodatku zrobiła sobie lunch. Obydwoje bracia siedzieli na dole, a ojciec jeszcze spał, bo miał na późniejszą godzinę. Zatem bez problemu mógł się wyspać. Rodzeństwo razem wyszło z domu. Tak się składało, że cały czas byli ze sobą. Kochali się a równocześnie nienawidzili. Musieli trzymać się razem szczególnie, dlatego że nie znali terenów. Każdy szedł trzymając parasole. Liam znajdował się bliżej Stilesa w tyle. Faith była z przodu. Prowadziła ich ponadto, że orientowali się w tej drodze, która kierowała do szkoły. Znowu tak jak poprzedniego dnia znalazła się przed budynkiem, ale nie była zmuszona do szukania bachorów w tłumie. Stali za nią. Patrzyli się na jeden obiekt. Liceum. Zupełnie nie wierzyli, że zaraz tam wejdą i zobaczą nowe twarze. Interesujące było to, czy uda im się zdobyć zaufanie wobec innych. Przyjaźnie, miłości? Wszystko zaczynało się właśnie w tym momencie.
              Zrobili "wejście". Weszli do środka z precyzją. Obawiali się co nieco, ale poszło im gładko. Rozeszli się, aby znaleźć swoje szafkę. Na korytarzach w niektórych miejscach stały tablice z ogłoszeniami. Schody prowadzące na piętro i wiele drzwi do sal, w których miały odbyć się pierwsze lekcje w tym roku szkolnym.
            Stiles odnalazł swoją szafkę, gdzie rozpakował parę książek i zeszytów. Zatrzasknął drzwiczki i powtarzał kod w głowie, aby potem wyjąć z powrotem swoje rzeczy. Przez przypadek mówił na głos to co myślił i stojący obok niego chłopak zaśmiał się.
- My się chyba znamy.. - stwierdził czarodziej.
- Tak, tak. Wczoraj pokazałem ci, gdzie mamy iść. Pamiętasz? - powiedział z ciągłym uśmiechem na twarzy.
- A! Wielkie dzięki.. Jestem Stiles. - przedstawił się, po czym podał dłoń nastolatkowi.
- Scott, jak już wiesz. - chwycili się nawzajem. Nagle przypłynął w ich krwi pewien rodzaj siły bądź mocy. Bardzo niespotykane. Poczuli siebie tylko przez zetknięcie się. Chłopakowi błysnęły oczy, z brązu na rubinowy kolor. Nie potrafił tego powstrzymać. Nie mogło dojść do jego przemiany, więc zakrył ręką twarz.
- Wszystko w porządku? - spytał z niepokojem przyglądając się nowemu koledze. Był czarodziejem, więc mógł wyczuć, że jest jakąś kreaturą pochodzącą z nadnaturalnego świata.
- Czym jesteś? - zapytali jednocześnie patrząc na siebie. Scottowi udało się opanować przemienienie. Na szczęście do tego nie doszło.
- Wilko..
- Czarodziej. - przerwał mu, po czym uśmiechnął się jeszcze bardziej. Dla niego było to coś odjazdowego, że od teraz mógł kumplować się z wilkołakiem.
- Witaj w klubie. - zażartował, a zarazem zmienił mimikę twarzy od powagi sytuacji.


***

          Pisk kredy rozdrażnił wszystkich uczniów znajdujących się w sali. Starszy mężczyzna po chwili z wejściem znalazł się przy biurku oraz wielkiej tablicy.

- Witam, jestem waszym nowym nauczycielem. Nazywam się Tom Evans. Będę was uczył języka angielskiego. Zacznijmy więc od zasad panujących w szkole, klasie oraz na lekcjach.               Niektórzy nie słuchali i nie czuli większej chęci do tego. Chłopacy rzucali czymś po klasie, gdy tylko nauczyciel patrzył na kartkę, aby przeczytać kilka ważnych informacji. Dziewczyny rozmawiały i plotkowały na temat nowej uczennicy  imieniem Faith. Czarownica uważnie słuchała i nie zwracała uwagi na innych, gdy nagle ktoś rzucił w nią papierkiem zawiniętym w kulkę. Zignorowała to, ponieważ chciała zachować spokój. Nie miała zamiaru wrzynać od razu kłótni z nieznanymi jej dotąd osobami. Chciała tylko dowiedzieć się, jaki panuje poziom nauczania przedmiotów. Ostatecznie ktoś inny dotknął ją palcem z tyłu. Odruchowo obróciła się i zapytała z rozdrażnieniem:
- O co chodzi?
- Wydajesz się miłą osobą i chciałabym ci potowarzyszyć lub porozmawiać, jeśli chcesz. - powiedziała nastolatka o rudawych włosach. - Jestem Lydia. - dodała.
- Jestem Faith. - odpowiedziała z uśmiechem na twarzy. Ucieszyła się, że na wejściu może mieć przyjaciółkę. Brakowało jej tego przez wakacje, a najbardziej Harper, która rozumiała i pomagała jej w trudnych chwilach. Znały się od małego. Widziały się codziennie, chodziły na zakupy i wszystko robiły tylko razem. Niestety musiały zakończyć przyjaźń, było to bolesne dla obu. Życie trwa dalej i niektóre rzeczy trzeba zapomnieć, aby nadal funkcjonować. Planowały stworzyć własną przyszłość. Teraz już nic nie było ważne. A jednak, ważne tylko nowe więzi z innymi. Wspominała sobie cały czas, że zaczęła życie na nowo. Słowo "nowe" tkwiło w jej głowie, powtarzała je bez przerwy. Nie potrafiła przestać, znowu i znowu.
         Dziewczyna powróciła do ciągu lekcji. Większości informacji nie zapamiętała, ale starała się dokładnie skupić, aby nauczyciel wiedział, że zależy jej na szkole, ocenach i przede wszystkim swojej opinii.
Zerknęła przez okno, czy dzieje się coś interesującego. Nudzenie Pana Evansa ją dobijało, robiło się bardziej gorąco, chwyciła T-shirt i lekko nim powiała. Był przyklejony do ciała. Chciała ochłodzić skórę, by poczuła się lepiej. Wręcz przeciwnie, zrobiło jej się słabo. Słowa z ust mężczyzny stojącego na środku zaczynały szumieć, obraz przed nią rozmazywał się, pociemniał aż stał się intensywnie czarny jak smoła. Rozluźniła wszystkie mięśnie i upadła.
Na zimną, twardą podłogę.


***


      Pan Yukimura wziął się za opowieść o starożytnych cywilizacjach podczas, której wyciągnął mapy i rozwiesił na tablicy, wziął krótki drewniany kij z ostrą końcówką i po kolei pokazywał różne obrazki oraz ważne miejsca historyczne. Właśnie tak zaczęła się lekcja historii. Lekcja najstarszych klas liceum. Stiles siedział na tyle obok Scotta w środkowym rzędzie. Stiles był przeciętnym uczniem, lecz starał się czasami o dobre wyniki w nauce, aby ojciec nie musiał się martwić. Pomimo tego, że w poprzedniej szkole jego najlepszym kolegą był kujon Justin. Byli zgranymi przyjaciółmi, ale często się ze sobą kłócili i często godzili się zaraz po sprzeczce. Siedział cicho, dopóki jego nowy kolega zaczął pokazywać mu osoby, które się znajdują w sali.
- To jest Malia. - wskazał palcem na dziewczynę o jasnych włosach, która po chwili lekko obróciła się w stronę chłopaka. - Jest kojoto-wilkołakiem i trzyma z nami. - szybko objaśnił.
- Co ty wyprawiasz Scott? - zapytała z podenerwowaniem. Nie pozwoliłaby sobie na wydanie jej nieludzkiej rasy tak jak inni.
- Niee.. nic. To jest czarodziej, rozumiesz? Jest tacy jak my, w pewnym sensie. Teraz może być z nami. - wyjaśnił po raz kolejny tym razem z lekkim podnieceniem.
- Oo! Nigdy nie znałam osobiście czarodzieja! Uwielbiałam Harry'ego Potter'a, gdy byłam mała, czy ty też taki jesteś? - zachwycona zapytała.
- Nie, nie jestem taki jak Harry Potter. - zaśmiał się cicho, aby nie dostać uwagi od Pana Yukimury. Nastolatka pokiwała głową znacząco i wróciła do pozycji, w której przed chwilą była. Scott znowu wskazał palcem na nową osobę, kolejną dziewczynę, która siedziała po lewej stronie.
- A to jest Kira.. moja.. - nie dokończył zanim Stiles wyrwał się i spytał:
- Czym jest?
- Emm.. to kitsune. Lisica. Elektryczna kobieta. - zagryzł wargę, a zarazem ponownie się zaśmiał.
- Ej, Scott?! - nastolatka podobnie zareagowała jak Malia. Miała czarne włosy, skośne brązowe oczy i wąskie usta.
- Nie bój się, nie zdradziłem nas z byle kim. To czarodziej. - miał trochę dość wyjaśnień każdemu z osobna, lecz na szczęście to była ostatnia osoba. Wytłumaczył jej najważniejsze rzeczy, które miał do powiedzenia, między innymi, że jest córką ich nauczyciela, przeprowadziła się z Japonii i wiele innych ciekawostek.
         Lekcja minęła błyskawicznie, nie zauważyli, że czas prędko minął. Więc byli zadowoleni, że mogli zacząć godzinną przerwę na lunch. Stiles automatycznie wstał z ławki tak jak wszyscy i poszedł za Scottem. Był zainteresowany sekretnym światem jakie prowadzi wilkołak. Jak on funkcjonuje? Witały go nowe pytania bez odpowiedzi, ale miał je za chwilę wysłuchać. Szli korytarzem, na którym panowało duże zamieszanie. Przebijali się przez długi tłum, niektórzy pchali się nawzajem po to, aby tylko przejść. A niektórzy wszczynali bójki z jakimiś grupkami gangsterskimi i nie kończyło się to dobrze. Chłopak przyglądał się innym, każdy posiadał specyficzny typ urody oraz inne korzenie, po czym to można było odgadnąć, że ten człowiek jest Afroamerykaninem, Azjatą bądź Hindusem. Nagle znalazł się w ogromnym pomieszczeniu, które zwą stołówką. Na ścianach leżała biała tapeta z czerwonymi paskami. Wszędzie stały ławki, które były zajęte przez grupki podzielone na różne kategorie. Nie czuł się inaczej, ponieważ było tu jak w typowej szkole. Podeszli do bufetu, aby nałożyć jedzenie. Kucharka podała im coś brązowego w misce, po czym przesunęli się w bok by wziąźć jabłko, babeczkę i napój. Nie wymienili ani słowa, wyszli na zewnątrz drugim wyjściem. Odszukali Malię i Kirę, a koło nich siedziała jeszcze jedna dziewczyna. Zbliżali się do nich krok po kroku, Stiles co raz bardziej przyglądał się nowej dziewczynie. Ciekawe, czym ona była? Kolejne pytania przychodziły z łatwością, a zaraz miał poznać na nie odpowiedzi. Dosiadł się do Scotta i nadal patrzył prosto w oczy rudowłosej.
- I to jest Lydia. - wypowiedział niewyraźnie gryząc jabłko. Dziewczyny także były ciekawe postacią jaką jest czarodziej. Ukradkiem spoglądały na niego jedząc budyń, który okazał się tą brązową papką od kucharki.
- A więc, wtajemniczymy naszego nowego gościa? - spytał na początek podkradając frytkę z talerza Kiry.
- Scott, mogłeś zapytać ty żarłoku. - westchnęła azjatka przechodząc do innego tematu - ..Co cię sprowadza do Beacon Hills? - kolejne pytanie, na które nie odpowiedział Dowell. Utopił się w brązowych oczach rudowłosej piękności. Po chwili otrząsł się i wypalił:
- Coś mówiliście?
- Tak, opowiedz nam coś o sobie. - zmieniła pytanie czarnowłosa chwytając Lydii, żeby też się obudziła. Po prostu zatrzymali się, jak gdyby czas nie istniał.
- Właśnie, opowiedz nam coś o sobie. - Lydia zgodziła się z Kirą, po czym zaczęła swój lunch.
- Em.. Ja? Przeprowadziłem się tutaj z Nowego Jorku, dlatego że mój ojciec znalazł tu dobrze płatną pracę, a miał dość tłoku i chaosu w największym mieście na świecie. Ledwo wytrzymywał. Ostatecznie puściły mu nerwy i znaleźliśmy się tu, a był to nie najgorszy pomysł. Mam rodzeństwo, które też chodzi tu do liceum. Siostra Faith..
- Faith! Chodzę z nią na angielski, bardzo miła osoba. - przerwała mu. - Możesz mówić dalej, przepraszam. - stwierdziła, że popełniła błąd. Znów popatrzyła mu prosto w oczy tak jak wcześniej. Przyciągali siebie jak magnez, tylko wzrokiem.
- Nic się nie stało. - uśmiechnął się odsłaniając rząd białych zębów. Słońce rozjaśniło jego twarz, co uczyniło go bardziej przystojnym niż był. - Mam też młodszego brata Liam'a 1-klasistę, możliwe, że go znacie, ale do rzeczy. Co tu robią wilkołaki i te wszystkie kreatury? Jak i po co? Macie jakiś ważny cel? - dodał nie wytrzymując tego, więc spłynął falą męczących go pytań.
- Haha. Niestety ci nie odpowiem, ponieważ dowiesz się z czasem. - zachichotał, po czym spoważniał i odpowiedział szczerze.
***

                Spadała, spadała i spadała. Nie widziała nic poza pustką otaczającą ją z każdej możliwej strony. Czuła prędkość z jaką spadała, a nieoczekiwanie przypłynęły wszystkie negatywne emocje: strach, lęk, przerażenie, panika. Gwałtownie uderzyła w kamienną posadzkę. Otworzyła oczy i znalazła się zupełnie gdzieś indziej, w gabinecie pielęgniarki. To był sen, stwierdziła po sekundzie. Słońce mocno na nią świeciło, co od razu pomogło jej wybudzić się z całkowitego snu. Znaczy koszmaru, który doświadcza prawie codziennie. Oparła się o miękką poduszkę leżącą obok niej i wstała, aby sprawdzić co tak na prawdę się dzieje. Rozglądnęła się wokół, w pomieszczeniu nikogo nie było. Nie chciała stać w jednym miejscu, więc poszła w stronę drzwi. Pociągła za klamkę i zrobiła krok na przód, na korytarzu także nikogo nie było. Nie czuła się najlepiej i nadal kręciło jej się w głowie. Przypomniała sobie, że zemdlała na lekcji angielskiego. Zrozumiała, dlaczego musiała tu trafić. Nie dała rady w uczestniczeniu następnych lekcjach, zatem wyszła z budynku. Jej kierunkiem był teraz dom. Poruszała się boczną stroną ulicy. Było jej ciężko, z trudem szła i szła. Trwało to wieczność, obraz zamazywał się jej co jakiś czas. Popatrzyła na swoją dłoń. Miała sześć palców. Na szczęście przywrócił jej się normalny obraz, oddychała swobodniej, lecz nadal z ciężarem. Nie wiedziała, co było z nią nie tak w tej chwili. Chciała tylko znaleźć się w swoim pokoju i położyć się wygodnie w ciepłym łóżku. Prześladowało ją teraz zupełnie coś innego. Sprzeczne myśli, które nigdy wcześniej się nie pojawiały. Nie miała pojęcia, co oznaczają, ale szła dalej. Powoli, ale była bliska celu. Poczuła czyjś dotyk na swoim ramieniu. Ktoś chwycił ją delikatnie, pomimo iż ta osoba miała dużą dłoń. Potem poczuła dotyk na brzegu drugiego ramienia. Ktoś macał ją po skórze, zachowując delikatność. Ręce znajdowały się teraz na jej szyi. Przesuwały się do góry i po chwili były na jej powiekach. Nic nie widziała.

- Zgaduj. - odezwał się głos za nią.
- Kto to?! - krzyknęła wkurzona dziewczyna.
Osoba zdjęła ręce z jej twarzy i chwyciła Faith za biodra obracając ją o sto osiemdziesiąt stopni. Popatrzyła się na mężczyznę i uśmiechnęła się fałszywie.
- Mason! Jak dobrze cię widzieć..





_________


Cześć wszystkim! Przepraszam za długi okres czekania na ten rozdział, który pewnie znów mi nie wyszedł. Męczyłem się z nim dwa miesiące, ale proszę już jest. Zastanawiam się, kiedy następny (?)
Verrsace mówi, że 4. ma się pojawić do grudnia, bo inaczej napisze za mnie i wtedy wyjdzie najlepiej. Oceniajcie, piszcie, cokolwiek :)

Dziękuję za dużą liczbę wyświetleń i mam nadzieję, że to się nie zmieni :D

~ Jasper ~


wtorek, 12 sierpnia 2014

#1 Nowe znajomości

                  Nadszedł kolejny dzień w Beacon Hills. Najmłodszy brat leniwie przewracał się z boku na bok. Pomału zaczął budzić się ze snu. Kochał spać dniami i nocami. Mógłby zostać w łóżku przez całe życie, ale dziś był ważny dzień. Rozpoczęcie roku szkolnego. Spojrzał zaspanymi oczami na zegar, który wisiał na ścianie. Idealna pora, aby wstać. Przeciągnął się jak kot, zrobił parę solidnych pompek i ruszył do toalety. Umycie się zajęło mu kilka minut. Teraz była najgorsza chwila, musiał ubrać się w garnitur. Tak naprawdę eleganckie ubranie należało do jego ojca, ale zrobił chłopakowi na złość i kupił mniejszy. Obecnie był zmuszony by go ubrać. Zawsze nie cierpiał wkładać na siebie tego typu rzeczy. Cóż, nie miał innego wyboru. Przeglądnął się w lustrze i stwierdził:
- Kurde, wyglądam jak debil.
Dokładniej miał na sobie błękitną koszulę, przez którą prześwitywały jego mięśnie, czarną bawełnianą marynarkę i spodnie. Lakierki taty niestety były za duże z czego się ucieszył. Więc ubrał swoje wygodne conversy. Każdy mógł śmiało stwierdzić, że jest prawdziwym dżentelmenem. W rzeczywistości taki nie był. Wyróżniał się od innych. Dopiero wkraczał do liceum, a zachowywał się jak dorosły. W poprzedniej szkole prywatnej uważany był za bandytę. Po sytuacji, gdy zmasakrował auto własnego trenera wyrzucili go od razu. Wciąż był kłopotliwym dzieckiem, który stawał się mężczyzną. A gdy chłopak staje się mężczyzną mądrzeje. On tego rozumu za bardzo nie miał i z czasem może przybędzie go więcej. Jak wiadomo, każdy jest inny. Posiadał w sobie coś, co dziewczyny uwielbiały. Bez wyjątku. Każda uważała, że jest przystojny. Dlaczego? Na jego głowie panował nieład brązowych włosów, które odstawały tu i ówdzie. Może to im się podobało w młodym czarodzieju? Miał delikatne rysy twarzy, gładką cerę bez skażeń, czarujące błękitne oczy, zadziorny nos i pełne usta. A jednak było się w czym zakochać. Przez swoje plusy nie było przeszkód, że zdobędzie przynętę w nowej szkole. Przynętę?! Nie traktował dobrze kobiet, a co dopiero nie brał związków na poważnie. Podsumowując stał się atrakcyjnym chłopakiem.
               Teraz przyszedł czas, aby wyjść. Na dole spotkał swojego brata. Gdyby się tak przyjrzeć to całe połączenie kuchni, jadalni i salonu było doskonałym pomysłem architekta, który zaprojektował ten dom. Ogromny wypoczynek wykonany z białej skóry oraz kino domowe - robiły wrażenie. Dalej na otwartej przestrzeni bliżej kuchni stał dębowy stół przemalowany na biało. A przy nim krzesła do kompletu, gdzie na jednym z nich siedział Stiles. Pożerał resztki pancakes'ów ze wczoraj. Wracając do wystroju wnętrza. Kuchnia chwaliła się kompozycją mebli i półek ułożonych inaczej niż w tradycyjnej amerykańskiej kuchni. Ściany wyglądały zwyczajnie, ponieważ były białe, ale nadawały charakteru wszystkim pomieszczeniom. O, tak. Takiego drugiego najnowocześniejszego domu nie było w tych okolicach.
- Co ty tak samotnie siedzisz? - spytał z zaciekawieniem Liam.

- Trudno powiedzieć.. Specjalnie wstałem wcześnie rano, aby Faith wyrobiła się na akademię.. ale nie ma jej w swoim pokoju i w całym domu. - objaśnił podenerwowany Stiles.
- A może wyszła pobiegać? - zadał kolejne pytanie z pewnością.
- Tak, wyszła. Wczoraj. - mruknął.
- Ale jak to wczoraj? - zdziwił się powagą sytuacji - Chyba ci się coś pomieszało. - dodał.
- Mówię prawdę, Liam! - wyskoczył oburzony 19-latek.
- Dobra, mam pewien pomysł. Znajdźmy ją za pomocą zaklęcia lokalizacji. Przyniosę mapę i przedmiot, który do niej należy. Może znajdziemy ją dosyć szybko.. - powiedział z wątpliwością młodzieniec.
- No, no. Tylko musimy się pośpieszyć, bo inaczej spóźnimy się pierwszego dnia do szkoły.
Wiesz, co sobie pomyślą..
Chłopak już ruszył nie zważając na to, że jego brat coś nadal mówił. On zawsze gadał i gadał.
Wziął potrzebne rzeczy i w sekundę znalazł się na dole. Rozłożył na ziemi wielką mapę terenu całego miasta Beacon Hills. Wyciągnął nad nią naszyjnik, który należał do ich siostry.
- Esse locus ! - wypowiedzieli razem bracia - Faith Dowell - dodał Stiles.
Nic się nie działo. Nie rezygnowali i czekali na odpowiedni moment. Nagle naszyjnik zaczął wariować, wahał się w jedną i drugą stronę, po czym znacząco rozpoczął obroty w kształcie trójkąta. Popatrzyli na siebie z osłupieniem. Niespodziewanie biżuteria spadła na mapę, wskazała miejsce niedaleko domu.
- To las.. ona jest w lesie. - oświadczył Liam i złapał się za głowę.



***

                    Światło dzienne podświetlało panujący mrok w pustce, w której się znajdowała. Nie potrafiła otworzyć swoich oczu. Nie potrafiła zobaczyć, co się z nią dzieje. Po prostu nie chciała, ale gdy przypomniała sobie jeden cytat, który utkwił jej  w głowie musiała to zrobić. Brzmiał: "Trwaj tylko w słońcu, bo nic pięknego nie rośnie w ciemności". Może nie był za bardzo odpowiedni do stanu sytuacji, ale zdała się na odwagę. Podniosła ociężałe powieki; dodatkowo były przyklejone, co utrudniło jej wysiłek. Gwałtownie przedarła się przez klejącą pajęczynę i ujrzała blask porannego nieba. Tarzała się na miękkiej powierzchni, którą tworzyły stare liście i wilgotna gleba. Dziewczyna próbowała się podnieść - w tej chwili to było jej zadaniem. Zszokowała się byciem samym w lesie. Co ona tu robiła? Do tej pory nie wiedziała, ale miała zamiar się dowiedzieć jak najprędzej. Mozolnie wstała i otrząsała się z piachu. Ni stąd ni zowąd pojawiła się ta sama postać co na nią napadła; wilko-yeti.
Istota spokojnie stała w miejscu, Faith zachowała się jednakowo jak to COŚ. 18-latka przyglądnęła się nadnaturalnej postaci.
- O mój Boże, to wilkołak.. - szepnęła do siebie.
Nieoczekiwanie osobnik zmienił się w człowieka. Tak, normalnego człowieka. Nastolatka lekko przestraszona odskoczyła do tyłu.
- Tak, jestem wilkołakiem, czarownico. - wyznał mężczyzna z czarnymi włosami i bursztynowymi oczami.
- Skąd wiesz, że jestem czarownicą?! - wykrzyknęła ze złością.
- Każdy nadprzyrodzony wyczuwa moc kogoś innego, wczoraj wyczułem twoją i dlatego tu jesteś. - wyjaśnił.
- Ale po co? - Faith zapytała trochę łagodniej niż wcześniej. Stale panikowała, ale tym razem się powstrzymała.
- Jesteś mi do czegoś potrzebna. - przyznał się, po czym zabrał ją na ręce.



***

- Scott! Wstawaj!
Matka musiała obudzić syna, aby nie spóźnił się do szkoły. Pierwszy dzień; nie pozwoliłaby na to, aby nie poszedł. W domu McCall'ów panowała wesoła atmosfera. Melissa rozpoczęła domowe porządki. Zdążyła przedtem upiec ciasta, placki i ciastka; jedno było na specjalną okazję. Kobieta była w dobrym humorze, ponieważ nie musiała iść do pracy z powodu urlopu. Jej praca nie należała do przyjemnych. Była pielęgniarką w miejskim szpitalu. Pomagała ludziom, nieustannie ją potrzebowali. Czasami nie wracała na wieczór, bo miała niesamowicie mnóstwo roboty. Wciąż przybywały osoby chore, osoby po wypadkach, a także osoby z odmiennymi okolicznościami, dlaczego trafili w te miejsce. Po rozwodzie z ojcem Scotta jej sprawa finansowa się pogorszyła. Nie dostawała masę pieniędzy, nie dostawała wystarczająco, aby uszczęśliwić własne dziecko. Za każdym razem starała się o podwyżkę lub nadgodziny, które zostaną jej nagrodzone. Zresztą nie miała już siły do swojego szefa.
           Syn był gotowy do wyjścia. Melissa poprosiła go o jedną rzecz:
- Scott, zanieś ten placek z jabłkami naszemu nowemu sąsiadowi, dobrze?
- Mamo, muszę jeszcze pójść do Kiry, czy chcesz, żebym się spóźnił? - westchnął nastolatek.
- No dobrze, ja zaniosę. Idź już. - stwierdziła matka, która wyszła z domu zaraz po swoim synie.
Zamknęła drzwi z zewnątrz. Wiatr powiewał jej długą rozkloszowaną spódnicę. Miała styl. Znała się co nieco, jak być ubranym w tych dzisiejszych czasach tak, aby rozglądali się za nią.
Poszła chodnikiem w lewą stronę, parę kroków i była na miejscu. Nie miała pojęcia kto stanie w progu drzwi, ale zaryzykowała i zapukała w drewno. Odczekała chwilę do momentu, gdy wejście do domu otworzyło się. Przed nią stał mężczyzna w okolicach jej wieku.
- Tak? - zapytał pan w uniformie szeryfa, który miał zamiar wychodzić w tym samym czasie.
- Ja.. w odwiedzinach. Upiekłam placek dla nowego sąsiada. To nasz zwyczaj. - wytłumaczyła speszona kobieta.
- Aaa.. Więc zapraszam do środka! - zaproponował ze względu na kulturę.
Rozglądając się na boki weszła do domu kierując się jego sugestią. Była pod wrażeniem urządzenia domu. Coś niesamowitego.
- Może się poznajmy? Linden Dowell. - podał dłoń kobiecie, po czym ucisnęli je nawzajem. 

- Melissa McCall - odpowiedziała z uśmiechem - Może opowiesz mi trochę o sobie? - podsunęła myśl. Dobry początek rozmowy, zawsze krępowała się przy nowych ludziach.
- Z chęcią. - wykrztusił ze siebie. Od pierwszego wejrzenia zauroczył się damą i nie żałował, że weszła do jego własnego kąta. Mógł z nią rozmawiać nawet i wieczność.


***

                    Chłopcy byli na miejscu. Dokładnie w tym miejscu, gdzie powinna znajdować się Faith. Wołali i szukali dziewczyny od paru minut. Na nic.
- Myślę, że wróciła wczoraj późno w nocy i wstała przed tobą.. - wycedził zażenowany Liam.
- Nie, jestem pewien, że.. Ach! To powiedz mi, co robiłaby w lesie? - nie wiedzieć, co myśleć wypowiedział z niepewnością Stiles.
- Nie wiem jak ty, ale ja idę na akademię. Zaczyna się za niedługo. - oświadczył młodszy brat, po czym zawrócił i ruszył przed siebie w kierunku północy.
- Zaczekaj! Idę z tobą! - krzyknął z pośpiechem.
Stiles nieustannie był niezdecydowany. Dysponował swoimi zaletami i wadami. Jedną z pozytywów należała pomysłowość. Umiał wymyślić skuteczny plan, którym mogli kierować się inni razem z nim. Miał swoje idee. Jednak w szkole nie radził sobie najlepiej z nauką, choć mądrość to jego drugi plus. Posiadał także negatywy, nie były jakieś najgorsze, ale przeszkadzały większości. Jednym minusem była i jest nadal - dociekliwość. Zawsze mieszał się w sprawy ojca. Ogromnie ciekawiły go problemy związane z jego pracą. Lubił mu pomagać, żeby za bardzo się nie przemęczał. A tak po za tym Stiles był sarkastyczny, zabawny i szczery do bólu. Co o nim więcej opowiadać? Po prostu każdy go lubił, nie tylko z uwagi na charakter, lecz też na wygląd. Miał włosy identyczne jak jego brat, może troszkę inaczej ułożone, ale tą rzeczą przypominali siebie. Piękne miodowe oczy, mały nos i szerokie usta przyciągały dziewczyny również chłopców, ale nie miał wielkiego powodzenia w poprzedniej szkole. Mężczyźni z rodziny Dowell'ów rodzili się z tym czymś, z czym stawali się dojrzali i przystojni. Siostra nie wstydziła się za ich urodę, wręcz przeciwnie. Cieszyła się, że posiadała takich braci. Wracając do akcji. Liam i Stiles doszli do miejsca, w którym od jutra mieli rozpocząć rok szkolny. Trwały przygotowania do rozpoczęcia akademii tuż przed budynkiem. Uczniowie wchodzili i wychodzili z sali gimnastycznej, która była oddzielona od szkoły. Najwyraźniej całe "przedstawienie" miało odbyć się się właśnie w hali. Starszy brat wahał się, gdzie iść i zapytał przechodzącego koło nich chłopaka podajże z tego samego rocznika.
- Wiesz może, gdzie mamy iść?
- Nowi? Chodźcie zaprowadzę was. - zasugerował uczeń - Jestem Scott. - dodał szybko z lekkim uśmieszkiem na twarzy.
Razem podążyli za nastolatkiem. Wydawał się dość miły. Pewnie nikt inny nie pomógłby braciom zaprowadzić na akademię. Gdy byli już w środku rozsiadli się na ławkach.
- Próba mikrofonu. Raz. Dwa. Raz. Dwa.. - usłyszeli wszyscy sprowadzeni głos pewnego faceta, który okazał się dyrektorem - Witam moi mili! Jak wiecie rozpoczynamy nowy rok szkolny. Mam nadzieję, że będzie lepszy niż poprzedni. - kontynuował - Wiadomość dla 3-klasistów! Czekają na Was testy, które zależą od życia. Dzięki nim wybierzecie swoją drogę, czym będziecie się zajmować w przyszłości. Teraz wiadomość dla nowych wychowanków! Więcej informacji dowiecie się w sekretariacie, a swój plan otrzymacie od Pani Shorts. To chyba na tyle. Zapraszam na krótkie przedstawienie przygotowane przez nauczycieli i chór D'accordo! 
               Nagle mężczyzna zniknął za kurtyną; nie kryła całości sceny, ale wystrój nie był najgorszy. Połowa widowiska wyszła z sali; żaden normalny nie zostałby na głupim licealnym spektaklu. Chłopcy także się zbuntowali i wtopili się w tłum wychodzących osób.


***

- Jesteśmy na miejscu. - oświadczył czarnowłosy.
- A teraz mnie puść. - mruknęła Faith, która była skrępowana faktem, iż na rękach niesie ją obcy chłopak w dodatku w lesie.
- Dobra księżniczko. - zakpił sobie puszczając ją wolno.
- Więc powiesz mi o co chodzi? - zapytała zdezorientowana.
- Jesteś czarodziejką.. - zaśmiał się - i jesteś tu dlatego..
- To nie było śmieszne, ale kontynuuj. - przerwała mu.
- Jak mówiłem, możesz mi pomóc. Chciałbym, żebyś przez jakiś czas podjęła współpracy.. Musisz rozwiązać ze mną pewną zagadkę. - wykrztusił to, co miał na myśli; niezupełnie wszystko.
- Nie ma mowy. - powiedziała krótko i zwięźle.
- Wynagrodzę cię, jeśli tylko pomożesz.
- Co niby dostanę? - spytała. Bardziej ciekawił ją tajemniczy gość.
- To niespodzianka. - mruknął. Tak naprawdę nie był w posiadaniu czegoś, co mogłoby ją zadowolić.
- A mogę dowiedzieć się, jak masz na imię? - zaciekawiona Faith zadawała, co raz więcej pytań.
- Derek. Derek Hale.
- Ojej, słodkie. Wiesz co? Jednak się zgadzam. - przyznała nastolatka z chichotem.
- Naprawdę? Więc zawrzyjmy układ.
- Jaki znowu układ?! - zdziwiła się. Do końca nie miała pojęcia o co mu biega z "układem". Nadszedł moment, w którym musiała rozważyć poważną decyzję. Jaką? Znowu nie wiedziała, ale miała zamiar się dowiedzieć. Jak? Jak najszybciej.



_ _ _ _ _ _



I jak? Mam nadzieję, że spodoba Wam się mój rozdział. Nie jest długi, ale tylko tyle napisałem w ciągu 2 dni:( Myślę, że jest sto razy lepszy od nudnego prologu. Nie było dużo akcji, ale dowiedzieliście się więcej o głównych bohaterach i poznaliście nowe postacie. Jak myślicie, o jaki układ chodzi Derekowi? Faith i tak musi się zgodzić. Prosiliście o wątek szeryfa i Melissy, więc proszę.Jeśli czytacie to błagam zostawcie nawet mały komentarz. To bardzo motywuje!:)



PS. Nie zapomnijcie dziś o nowym odcinku TW


~ Jasper B ~



sobota, 9 sierpnia 2014

Prolog "Początek"

                   Wakacje minęły bardzo szybko. Ojciec Faith, Liama i Stilesa postanowił rozpocząć nowe życie po tym, jak ich matka odeszła parę miesięcy temu. Żona często chorowała... Jedną z poważniejszych chorób był rak mózgu.. na który niestety zmarła. Razem mieli wyprowadzić się z rodzinnego miasta, którym był piękny Nowy Jork. Celem był Beacon Hills. Drugim powodem przeprowadzki było to, że znalazł tam posadę szeryfa tegoż miasteczka. Wiedział, że jego dzieci poradzą sobie w nowym środowisku. Wiedział też, że byli silnymi czarodziejami. Niestety on sam stracił swoje moce już lata temu przez wzięcie ślubu ze zwykłym człowiekiem. Całe rodzeństwo szło do liceum; najstarszy był Stiles, który miał zacząć ostatni 3 rok szkolny, Faith - 2 rok, a najmłodszy Liam - 1 rok. Faith była bardzo troskliwa i po śmierci mamy odgrywała jej rolę. Opiekowała się nad braćmi oraz tatą. No cóż.. była teraz jedyną kobietą w domu. Nie martwiła się nową szkołą i przyjaciółmi. Była gotowa na wszystko.
- Dzieci! - krzyknął Linden, po czym dodał - Jedziemy!
- No już, już.. - westchnął Stiles.
- Jeszcze Faith się zbiera.. - powiedział Liam, który zeszedł na dół.
Została tylko córeczka tatusia. Mężczyźni zawsze byli szybsi od kobiet, na które trzeba czekać wieczność. Nareszcie nadeszła panna. Schodziła schodami bardzo powoli uważając na to, aby nie potknęła się na własnych szpilkach. Jej ubiór.. wyraźnie rzucał się w oczy. Dziewczyna miała na sobie długą letnią turkusową sukienkę, która dostawała do ziemi. Włosy spadały falami na jej ramię. Delikatny makijaż podkreślał oczy, usta.. można powiedzieć, że wszystko! Wkurzony Liam rzucił:
- Wyglądasz jak zdzira..
- Wiesz co.. Dziękuję! - wzburzyła się.
- A nie ma za co! - odpowiedział młodszy brat.
- Nie ma czasu na kłótnie, musimy już wyjechać. Pamiętacie? Podróż trwa 18 godzin! Jeśli nie wyjedziemy jak najwcześniej to natrafimy na kilometrowy korek w New Jersey! - oświadczył.
- Bez przesady, tato.. - dziewczyna wypowiedziała ze znużeniem.
- Gotowi? To wsiadamy! - oznajmił szczęśliwy tato.
Linden odpalił auto i ruszyli. Czekała ich długa, lecz ciężka droga. Dobrze, że mieli duże auto, bo inaczej nie przeżyliby tylu godzin razem obok siebie. Rodzeństwo lubiło nawzajem sobie dokuczać, robić na złość i robić wiele innych denerwujących rzeczy. Tak! W zupełności to będzie ciężka droga! Będą krzyki, sprzeczki, kłótnie, ale w głębi serca każdego z nich tkwiło pewne zadowolenie. Ten rozdział został zamknięty. Nowy Jork to przeszłość, o której lepiej nie pamiętać.



***


Po męczarni, następnego dnia przyjechali na miejsce. Stali swoim camperem na dużym wjeździe do garażu. Dom był całkiem ładny. Nie odstraszał swoim wyglądem, ale uprzyjemniał głębokim kolorem turkusu. Okna były z prawdziwego drewna, a w nich okiennice. W niektórych miejscach był wysadzany kamieniem. Całość tworzyła ciekawy efekt. Dzieciom od razu wpadł do gustu. Ojciec był nieco zmieszany. Jeszcze nie przywykł do nowego miejsca, ale wziął głęboki wdech i ruszył przed siebie w stronę drzwi. Miał ze sobą klucze, wręczono mu je przez mężczyznę, z którym był na spotkaniu dotyczącym nieruchomości. Wszystko załatwił wcześniej w poprzednim mieście. Mógł w tej chwili swobodnie otworzyć drzwi. Tak też poczynił. Przed jego oczami ukazał się korytarz. Prowadził on do otwartej przestrzeni, salonu połączonego z jadalnią i kuchnią. Wszyscy szli powolnym krokiem zerkając tu i ówdzie. Wnętrze było nieźle urządzone. Panował tu nowoczesny wystrój.
- Wow, ale tu cudownie! - przyznała Faith.
Nikt nie odpowiedział. Po prostu każdemu zaparło dech w piersiach. Może mogłoby być bardziej ekstrawagancko, ale było idealnie tak jak chcieli.
Po obejrzeniu całego domu. Każdy z osobna rozpakował swoje rzeczy w wybranych pokojach, które sobie ustalili. Używali teleportacji, aby nie schodzić po sto razy w dół i w górę. Przemieszczali się bardzo szybko. Nosili ze sobą różne przedmioty, które zostawiali w odpowiednich pomieszczeniach.
Porządki dobiegły końca. Faith i pozostali postanowili położyć się do łóżka, wszyscy byli strasznie wyczerpani. W końcu musieli się wyspać, ponieważ miał nastąpić NOWY dzień.



***


Słońce przebijało się przez rolety w pokoju dziewczyny. Poddała się i gwałtownie otworzyła powieki. Mocno poczuła promyki na jej gałkach ocznych. Poraziły ją jak kopnięcie prądem. Przewróciła się szybko na drugą stronę. Nie spało jej się dobrze, dlatego była ospała. Z trudem wstała z łóżka i sięgnęła po ciuchy na przebranie. Po chwili znalazła się w łazience i zamknęła na zamek. Odkręciła wodę, zdjęła koszulę nocną i z przyjemnością weszła do wanny. Zimna woda orzeźwiła jej ciało. Delikatnie myła każdą część. Uwielbiała swój szampon o zapachu truskawki. Dlatego lubiła takie kąpiele. Gdy Faith umyła się zeszła na dół, aby zjeść śniadanie. Zgłodniała jak diabli. Wpadła na pomysł, aby zrobić pancakes. Ubóstwiała owe grube, kaloryczne naleśniki, jednak mogła sobie pozwolić. Miała w planach po posiłku wyjść pobiegać, po to, żeby je spalić. Z tej przyczyny ma zgrabną sylwetkę. Na talerz nałożyła kolejny naleśnik i kolejny. Tworzyły małą wieżę, którą polała syropem klonowym. Słodkości!
Agresywnie wzięła ogromny kęs i delektowała się nim przez najbliższe sekundy. Powtarzała tą czynność, aż zjadła wszystko. Na końcu popiła witaminowym sokiem pomarańczowym i energicznie wyskoczyła z domu. Przez chwilę biegła w miejscu, zaraz po tym robiła pajacyki. Wiecznie trzymała się zasady "Rozgrzewka przed bieganiem". Zapewne łatwo to brzmi, ale bez tego możliwe byłoby naciągnięcie sobie, którychś z kończyn. A kontuzje nie są dla niej.
Chciała poznać okolicę, nigdy dotąd tu nie była i miała zamiar obczaić, co ciekawego tu się znajduję. Zadecydowała, że skręci w prawo, a potem prosto. Biegła truchcikiem w jednym kierunku. W uszach miała słuchawki i słuchała rockowych kawałków The Pretty Reckless. Relaks był jej drugim imieniem. Poświęcała większość czasu na odprężenie ciała, dlatego była spokojna i opanowana. Błyskawicznym krokiem zaczęło robić się ciemno. Niebo zmieniło barwę na szarą. Dziewczyna powinna wracać o tej porze. Straciła swoją pewność, co do odkrycia paru uliczek ciągnących się od domu. Zrobiła półokrąg i zawróciła. Biegła trochę szybciej.. Zdjęła nawet słuchawki; sprawdzić, czy ogólnie jest okej. Zerknęła na buta, w którym rozwiązała się sznurówka. Nie chciała się zatrzymywać przez głupią drobnostkę. Spojrzała przed siebie i nagle na jej oczach pojawił się człowiek.. tak jakby człowiek. Ten ktoś lub coś wyglądało jak wilko-yeti. Stworzenie zaczęło się zbliżać, lecz ona nie wiedziała, co robić. A! Była czarodziejką, nie miała się czego obawiać. Wykrzyknęła zaklęcie:
- Depulso!
Ku zdziwieniu czar nie zadziałał na osobnika.. miał go odepchnąć.. ale nic go nie dotknęło.
Został plan B. W nogi! Jej zamiarem było ominięcie istoty. Biegła, ile sił. Niespodziewanie poczuła olbrzymi ból w prawym boku. Coś chwyciło ją za ramię, potem za nogę. Czuła ostatecznie ostry ból.. i ciemność przywitała ją przed sobą.
_ _ _ _ _ _



Witajcie! Nie jestem super pisarzem, piszę zdania, a potem poprawiam po 5 razy. Robię tysiąc błędów, ale mam nadzieję, że jakoś mnie zrozumiecie. Tak naprawdę to zaczynam i ten prolog pisało mi się dość długo, bo parę godzin, ale jest mega krótki! Co wynika, że jestem beznadziejny :) Jest już 3 nad ranem, więc zmykam!

Jeśli czytacie, proszę o zostawieniu po sobie komentarza + zaobserwujcie, jeśli możecie :)

~ Jasper B ~